Pani doświadczeń zawodowych nie sposób streścić w kilku zdaniach… Wszak Pani przygoda z literaturą rozpoczęła się nieco później. Jaki moment w Pani życiu był tym „punktem zwrotnym” i kiedy rozpoczęła się ta niezwykła podróż?
Moje pisanie zaczęło się chyba raczej przypadkowo. To znaczy zawsze lubiłam opowiadać, wymyślać rozmaite historie. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że zostanę... pisarką. Pisałam w Internecie na Kocim Forum MIAU. Po kilku opowieściach ze świata zwierząt jakoś sama z siebie wyszła pierwsza nagroda w konkursie Bajki Dzieci Europy (XXV lecie CZD), a potem znajoma powiadomiła mnie, że jest konkurs, na który powinnam napisać i wysłać książkę. Drugi konkurs im. Astrid Lindgren. Na napisanie miałam mniej niż dwa tygodnie. Napisałam, wysłałam, wygrałam i dodatkowo zdobyłam wyróżnienie za drugą rzecz, którą wysłałam. Miałam 50 lat i zaczynałam nowy rozdział życia.
Jak każdego z nas, Pani osobiste doświadczenia ugruntowały Panią i pewnie tak, jak w przypadku wielu twórców, wpłynęły na Pani twórczość. Które z nich uważa Pani za najistotniejsze i które możemy odnaleźć w Pani książkach?
Najważniejsze jest to, że każdy z nas może zacząć coś nowego w dowolnym punkcie swojego życia. Tylko trzeba chcieć. Jeśli życie kogoś w jakiś sposób (negatywnie lub pozytywnie) doświadczy, przeczołga, jak rekruta na poligonie – to każde takie zdarzenie już jest tematem na historię do opowiedzenia, opisania.
Takim najważniejszym doświadczeniem w moim życiu było to, że odkryłam, że mogę. Że potrafię poradzić sobie z depresją, że umiem opanować negatywne emocje, że uczę się kontrolować swoje życie.
Jest takie słowo – timszel. Możesz. Ono kończy jedno z największych arcydzieł literatury światowej „Na wschód od Edenu″.
Nie wypominając, ma Pani na koncie kilkadziesiąt książek, które poruszają zarówno problemy trudne, ale i historie „lekkie”, które potrafią rozśmieszyć. Ich tematyka jest wyjątkowo różnorodna. Skąd czerpie Pani inspirację do pisania powieści dla dzieci i młodzieży?
Pisarz nie powinien być jednowymiarowy. Tzw. tematy trudne są zawsze ważne, trzeba o nich pisać – choć czasami Wydawcy obawiają się wydania książki „drastycznej″, szczególnie młodzieżówki. Ale taka jest rzeczywistość niektórych młodych ludzi i to właśnie oni są „czytający″. Beztroski, młody człowiek (pytanie: czy są tacy?!) raczej nie będzie „uciekać w książki″. I tu powstaje pytanie: czy dać mu książkę leciutką, rozrywkową, z „happy endem″ czy inną, bardziej prawdziwą? Mnie już nie zastanawia fenomen książki „My, dzieci z Dworca ZOO″ czy książek Basi Rosiek.
Ale oczywiście, czasami nawet dla siebie samej, dla poprawy humoru lubię napisać coś wesołego, co z pewnością niebawem pokaże Wydawnictwo Literatura. No i szalone, trochę magiczne historie dla dzieci, ale o tym później.
Inspiracje są wszędzie - wyrastają jak trawa. Wystarczy patrzeć i słuchać. Każdy ma do opowiedzenia swoją historię.
Pani książki poruszają tematy bliskie dzieciom, młodzieży i dorosłym – to dość szeroki zakres tematyczny o dość różnorodnej formie wyrazu. Która książka była dla Pani najtrudniejsza emocjonalnie? Z jakim tematem było Pani najtrudniej się zmierzyć?
Książka najtrudniejsza (nie tylko dla mnie, ale i dla Wydawców) to „Księżniczki na wygnaniu″, prawdziwa historia, do której - podobno - potrzebne były komentarze psychologa. Nie, nie trzeba żadnego psychologa. Czy nasze życie ktoś komentuje?
Jest tych „trudnych″ książek u mnie kilka, leżą i czekają. „I need a hero″. Ale ja jestem cierpliwa.
Nie schlebiam Pani, ale… wydaje się Pani osobą niezwykle skromną i bardzo zaangażowaną społecznie i to zaangażowanie widoczne jest również w Pani twórczości. Książki dla dzieci, które ukazały się w ubiegłym roku nakładem Wydawnictwa Ibis pt. „O dzielnym Myszaku spod Mądrego Drzewa” oraz „Będę jak Patron” wydany de facto w dwóch wersjach językowych to przykłady książek nawiązujących do sytuacji w Ukrainie. Dlaczego zdecydowała się Pani poruszyć ten temat i dla kogo wykreowała Pani te historie i ich bohaterów?
Kiedy zaczęła się oficjalna wojna w Ukrainie (przypomnę, ona trwa od Donbasu, czyli znacznie dłużej, ale mniej otwarcie) dzieciaki zaczęły mi zadawać naprawdę trudne pytania: „Czy u nas też będzie wojna? Co będzie, jeśli u nas będzie wojna?″, a najlepiej odpowiada się książką. Te „zaangażowane książki″ zaczyna „Wojna w Kuropatkach″ (Wyd. Literatura, seria „Wojny dorosłych, historie dzieci″) i opowiada o wydarzeniach na granicy z Białorusią (nawiasem mówiąc to hańba, aby na granicy kraju który szczycił się hasłem „za wolność nasza i waszą″ umierali ludzie uciekający od opresji).
A potem wymyśliłam Myszaka. Dlaczego malutka myszka? Bo dzieci też są małe. Opowieść „O dzielnym Myszaku spod Mądrego Drzewa″ to książka o wojnie, w której ani razu nie pada słowo „wojna″. Są jedynie jej atrybuty: nadciąga burza, przed którą trzeba uciekać, jest zagrożenie, niepokój – ale jednocześnie solidarność i wzajemna pomoc. O tym, co było, kiedy burza odeszła, opowiada druga część książki, o której już wkrótce usłyszycie.
„Będę jak Patron″ już otwarcie mówi o wojnie i tym, co ze sobą niesie, o dramacie ludzi i zwierząt. W zasadzie jest hołdem dla psów pracujących w służbie człowieka i dla człowieka. Ale ta książka również nie epatuje grozą, nie straszy. Po prostu opowiada o malutkim szczeniaku, który... Nie powiem więcej, trzeba przeczytać! Dwujęzyczna wersja książki „Będę jak Patron″ jest okazją do nauki języka polskiego (lub ukraińskiego). Może być fajną nagrodą książkową na koniec roku szkolnego dla ucznia z Ukrainy i z czystym sercem ją polecam.
Zaś pisarz nie powinien pozostawać obojętny wobec tego, co się dzieje dokoła niego, ostatecznie książka to rozmowa z wieloma ludźmi naraz.
Właśnie ukazała się Pani książka dla młodzieży pt. „Historie nieoczywiste”, której akcja rozgrywa się na terenie całej Polski, w miejscach realnie istniejących. Jednak z drugiej strony – ta książka mówi „o czymś, co nie miało prawa się zdarzyć, a jednak się wydarzyło”. Skąd pomysł na tak nietuzinkową tematykę i motyw przewodni powieści?
Należę do tego pokolenia, które jeszcze jeździło na kolonie letnie, obozy i podobne imprezy, nie było komórek, telewizji się nie oglądało, więc wieczorem opowiadaliśmy sobie różne historie. Nieskromnie, byłam w tym najlepsza! I moim koleżankom zdarzało się prosić, żebym już nic nie mówiła... Wieczorami powoływałam do życia takie potwory, że Kingowi nie przyszłoby coś podobnego do głowy. „Historie nieoczywiste″ są mniej straszne, za to związane z konkretnymi miejscami. Postaram się zrobić zdjęcia tych okolic. Ot, choćby wzgórze Kaim na trasie do Wieliczki, czy kamienna figurka dziewczynki w Nowej Hucie, na Osiedlu Młodości. Po prostu postanowiła wrócić do tej fajnej tradycji opowiadania, a motyw przewodni...? Hm, zdarza się coś, co teoretycznie nie powinno się wydarzyć. Ale się dzieje. Bo tak często bywa. W każdej rodzinie są takie opowieści, tylko, że my coraz rzadziej ze sobą rozmawiamy. A szkoda...
Pozostając w temacie miejsc… odwiedzanych. Wraz z Księgarnią Tuliszków i Wydawnictwem Ibis realizuje Pani na terenie całej Polski spotkania autorskie z dziećmi i młodzieżą. Jakie doświadczenia i wartości czerpie Pani z tych spotkań z dziećmi i młodzieżą? Co Panią najbardziej cieszy, a co zaskakuje w młodych Czytelnikach?
Najbardziej zaskoczyło mnie pytanie jednego z chłopaków z małej szkoły na wsi: „Czy pani uważa, ze my jesteśmy fajni?″ „Tak!″ – odpowiadam. „Tutaj i teraz″. I po raz drugi: „Jesteście fajni. Jesteście super. Czytacie, umiecie słuchać″.
Spotkania autorskie to nie tylko doskonała okazja do odwiedzenia miejsc, w których dotąd się nie było. Ba, nawet nie przyszłoby do głowy by pojechać... to także okazja do znalezienia nowych inspiracji. Tutaj przypominam sobie historię z czasów nie-tuliszkowskich, kiedy w Opolu kilku chłopaków opowiedziało mi pewną historię. Opisałam ją. Oczywiście, znowu szukam bohatera, który to wyda. „I need a hero″. Doświadczenia zazwyczaj są pozytywne, bywa śmiesznie, wzruszająco, zwariowanie...
Czy pisanie książek dla najmłodszych Czytelników jest trudniejsze od pisania książek dedykowanych młodzieży?
Pisanie dla najmłodszych wymaga sporo uwagi, delikatności, taktu, dodatkowo musi być jeszcze warstwa dla dorosłego, bo to często jest wspólne czytanie. Więc dziecko zaciekawić, rozśmieszyć, czasem przestraszyć... no, nie za bardzo, a dorosłego – nie zanudzić. To cały sekret. Jak przepis na sałatkę owocową.
Nadto, dziecko wyłapie każdy fałsz. Podobnie jak młody Czytelnik. Fantazjować, ale nie kłamać. Wymyślać, ale nie zmyślać. Postraszyć, ale nie przestraszyć.
Wielu z naszych odbiorców, Czytelników Pani książek zastanawia się, jak zazwyczaj wygląda praca nad książką? Co daje Pani największą radość i satysfakcję w procesie pisania książki, co natomiast sprawia największą trudność?
Wstaję rankiem, wyprowadzam psa, siadam do komputera... realizuję pomysł. Piszę bez planu, bez konspektu, daję się prowadzić swoim bohaterom.
Największa radość? Rozpakowywanie paczki z książkami, zapach nowych książek, postawienie kolejnego egzemplarza na półce.
Satysfakcja? List od Czytelników, udane spotkania autorskie, dobre przyjęcie książki przez krytykę i rynek.
Trudność? To te „trudne książki″, które czekają. A temat może się zdezaktualizować...
Jakie są Pani dalsze plany zawodowe?
Pisać. Tyle i aż tyle. No i oczywiście praca ta stricte zawodowa – lektorat na uniwersytecie pedagogicznym, w Krakowie. Trudny, bo online. Dla lektora języka obcego prawdziwe wyzwanie.
Katarzyna Ryrych
Ma na swoim koncie wiele prestiżowych nagród i wyróżnień – uhonorowana Nagrodą im. Kornela Makuszyńskiego, nominowana do Nagrody Miasta Warszawy, Nagrody Żółtej Ciżemki, Nagrody Ferdynanda Wspaniałego, czterokrotna laureatka Konkursu im. Astrid Lindgren, zdobywczyni Grand Prix V edycji tego konkursu. W 2021 roku otrzymała Nagrodę Artystycznej Podróży Hestii. Jej książki są popularne także za granicą – co świadczy o tym, że dzieci wszędzie są takie same – mają takie same marzenia, problemy, smutki i radości.
Rozmawiała: Kamila Lorek